piątek, 20 grudnia 2013

KONKURS!


       Jak widać pieseły lubią konkurseły, tak więc zgodnie z tym co obiecywałem, można będzie coś ode mnie wygrać. Przedmiotem zażartej rywalizacji będzie czteropak Pszeniczniaka (ewentualnie mogę też dorzucić parę innych moich wynalazków albo np. pokal). Zasady są proste niczym konstrukcja czołgu T-34: trzeba napisać, jakie jest wasze ulubione piwo i krótko wyjaśnić, czemu akurat to a nie inne. Wygrywa najlepsza odpowiedź. Na zgłoszenia czekam przez miesiąc, wyniki gdzieś pod koniec stycznia. Odpowiedzi przesyłajcie na adres: konkurs.piwo@gmail.com

      Wygraną mogę dostarczyć bez problemu na terenie Trójmiasta i okolic, trochę dalej też czasem podjeżdżam. Konkurs przeznaczony oczywiście tylko dla osób pełnoletnich. Powodzenia!

wtorek, 17 grudnia 2013

Pszeniczniak niepasteryzowany


    Szybko ten czas mija - ledwo nauczyłem się co i jak w tym fachu, a już 4 seria piw powoli jest na wyczerpaniu. Mowa tutaj o Pszeniczniaku robionym w stylu Weissbier, jednak jak to mam w zwyczaju podstawowy styl lekko zmodyfikowałem. Styl ten jest robiony zazwyczaj zarówno z pszenicy jak i jęczmienia (często odmiany pilzneńskiej), i tak ja również zrobiłem. Dzięki obecności białek z pszenicy płyn nie jest klarowny jak przy piwach stuprocentowo jęczmiennych i pomijając całą biologiczną otoczkę związaną z działaniem enzymów trzeba powiedzieć, że jest to efekt całkowicie zamierzony i naturalny. Nie słynie on z mocnego nachmielenia, więc dodałem stosunkowo niewiele chmielu aromatycznego z Lublina.


     Poza tym, co stanowi właśnie tę zmianę, przyprawiłem suszonymi skórkami pomarańczy i cytryny. Ważne dla piw na bazie pszenicy jest też to, jakich drożdży się używa, dlatego postanowiłem użyć australijskiego szczepu firmy Mauribrew, który dobrze się sprawdza w piwach pszenicznych z dodatkami owocowymi. Zasadniczo całość nie odbiega od typowych przedstawicieli gatunku. Szkoda jedynie, iż pszeniczne ze swej natury najlepiej nadaje się na lato (a jak za oknem jest upalnie każdy widzi), gdyż jest orzeźwiające i dobrze gasi pragnienie, ale dla mnie to tylko powód do wiosennej reedycji Pszeniczniaka. 





       Zasadniczo pierwszy raz produkt finalny wygląda i co ważniejsze smakuje mniej więcej tak jak to sobie zaplanowałem. Szczerze mówiąc kształt poprzedniego dorobku był w pewnej mierze dziełem przypadku (ale nikt nie umarł z otrucia więc jest spoko). Następna w kolejce jest mocno imbirowa Ruda Małpka i mam nadzieję, że utrzyma poziom poprzednika. Jednak o tym przekonamy się dopiero w następnym roku.

sobota, 23 listopada 2013

Porter Kwidzynski

       Jakiś czas temu nastąpiło butelkowanie mojego trzeciego piwa. Jest to zapewne ostatni raz, kiedy robiłem coś z przerobionych ekstraktów słodowych; teraz, ponieważ mam już cały niezbędny sprzęt, będę warzył w pełnym procesie. Produktem mojego trzeciego podejścia jest Porter o zawartości alkoholu ok. 6% oraz 15% ekstraktu.
        Nie ma się tu co rozpisywać, ponieważ oprócz użycia dwóch rodzajów ekstraktu (brytyjski i polski) dodałem tylko kawy. Chmielu nie dodawałem, gdyż znajdował się on już w surowcu. Zasadniczo to można się spodziewać czegoś zupełnie innego względem tego, co prezentował sobą Robaczek (bardzo mocne słody palone i karmelowe w smaku). Tutaj pierwsze skrzypce powinien grać chmiel, ale ponieważ premiera dopiero w najbliższą środę, pozostaje nam parę dni niepewności co do jego charakteru. Tymczasem leżakuje kolejne piwo pszeniczne, za miesiąc powinno być już dobre, wtedy też przybliżę nie tylko jego charakterystykę, ale zapewne też omówię odmienny niż dotychczas proces produkcji.


wtorek, 12 listopada 2013

Piwne rekordy Guinnessa

       Pewnie każdy wie, czym jest Księga Rekordów Guinnessa. Jest to zbiór mniej lub bardziej przydatnych umiejętności, które dany osobnik opanował lepiej niż ktokolwiek inny. Jak też część z was lubi irlandzkie trunki, można sobie skojarzyć nazwę tej księgi z popularnym piwem typu stout (i faktycznie, twórcą księgi był dyrektor generalny browaru Guinness, wpadł on na ten pomysł podczas polowania). Jak więc widać, losy dziwnych rekordów od początku wiążą się z chmielonym napojem. Co więcej, część z nich okazuje się z nim związana nawet nieco bardziej.

1. Najszybsze picie.
Tutaj niekwestionowanym zwycięzcą jest od dłuższego czasu Steven Petrosino z Pensylwanii. Zdołał on w 1977 roku wypić litr piwa w czasie równym zaledwie 1,3 sekundy, tym samym bijąc o całą sekundę poprzedni rekord należący do Brytyjczyka Petera Dowdeswella. Tu macie filmik, jak ten skubaniec wchłania 0,33 w 0,18 sekundy:


2. Najszybsze otwarcie.
W tej kategorii brylują słowianie, a dokładniej Kronoslav Budiselic z Zagrzebia. W październiku 2009 roku zdołał on otworzyć dwa tysiące butelek w 28 minut i 11 sekund, czyli o 9 minut mniej niż jego poprzednik. Pytanie, kto to wszystko później wypił?

3. Najszybsze otwarcie wersja hardcore.
Azjaci bywają jednak dziwni. Pomijając nawet całą masę rzeczy krążących po internecie. W 2011 roku pewien hindus, K. C. Murali, postanowił otworzyć piwo zębami. W zasadzie to jednym zębem. W zasadzie to nie jedno a 64. W zasadzie robił to też na czas - zajęło mu to minutę. Musiał być facet nieźle zdesperowany.

4. Najwięcej szklanek.
W pewnej austriackiej piwnicy pewien pan, Rudolf Heindl, zbiera sobie od 1980 roku kufle i szklanki. Dotychczas udało mu się zebrać ich ponad 13.000 z 4.000 browarów z całego świata. W celu rozbudowania zainteresowań musiał jednak rozbudować mieszkanie.



5. Najmocniejsze.
To, co tygryski lubią najbardziej, czyli małe conieco. W tym wypadku browary ostro ze sobą rywalizują i  miejsca na podium zmieniają się jak w kalejdoskopie. Obecnie triumfuje szkocki Snake Venom z Brewmaister posiadający 67,5% alkoholu, kosztujący ok. 50 dolarów za małą butelkę. Poprzednio ci sami ludzie popełnili 65-procentowy Armageddon. Jeszcze wcześniej rywalizowały browary BrewDog, Koelship i Schorschbrau wydając m.in. Tactical Nuclear Pinguin, Aisbock, Sink the Bismack, End of History, Start the Future oraz Finis Coronat Opus. Pytanie tylko, czy to jeszcze oby na pewno są piwa?

niedziela, 27 października 2013

Browar Trojmiejski Lubrow

     
       Pierwszym z lokali, jakie omówię, będzie restauracyjny minibrowar położony w centrum Gdańska, przy ulicy Karmelickiej; wielu z Was może go znać z restauracji Barbados. Dosyć łatwo do niego trafić - bardzo blisko z Dworca Głównego. Oczywiście jedyną rzeczą, którą będziemy oceniać, jest piwo, mimo, że lokal ma do zaoferowania szeroką paletę zarówno innych alkoholi, jak i dań oraz przystawek.
       Lubrow ma do zaoferowania 5 rodzajów piw, z czego jedna pozycja jest zmienna (w tym miesiącu Czerwony Październik, poprzednio było bodajże Dominikańskie). Istnieje możliwość zamówienia tzw. Deski Piw, czyli wszystkich typów w mniejszych kufelkach, więc można spróbować wszystkich za jednym zamachem. Tak też zrobiłem i ja, a teraz pozwolę sobie na krótką ich charakterystykę.



SKM (Pils) - bardzo goryczkowy lager, co nie wszystkim przypadnie do gustu, w smaku wyczuwalna delikatna słodowość; kolor słomkowy, przejrzysty. Trochę odbiega od lagerów do których przyzwyczajają nas koncerny.

Trójmiejskie Piwniczne (Kellerbier) - ładna, bursztynowa barwa, od początku mocno czuć słody jęczmienne, w połowie zaczyna być bardziej cierpkie w smaku, z początku bowiem jest gazowane i orzeźwiające. Wg. samych producentów jest to ponoć jedyny przedstawiciel gatunku wytwarzany w polskim browarze. 

Karmelickie (Ciemne) - o ile poprzednie były dobre, to te jest już wyśmienite. Spodoba się szczególnie tym, którzy lubią aromaty kawowe, wyraźnie czuć użycie słodów palonych i karmelowych, piwo jest bardzo wytrawne. Zasadniczo piw ciemnych nie chmieli się zbyt bardzo, ale tu od początku do końca chmiel w ogóle bardzo ciężko jest wyczuć, a szkoda.

Zachmielacz Trójmiejski (India Pale Ale) - gatunek niezbyt rozpowszechniony w Polsce, dopiero ostatnio, jakby tylnym wejściem, dociera do coraz szerszego grona odbiorców. Tu czuć z kolei chmiel aromatyczny i to zapewne parę odmian. Najbardziej chyba przebija się aromat cytrusów (lżejszy od curacao), drożdże dały trochę goździków. Goryczka wchodzi na finiszu.

Czerwony Październik (Lager Wiedeński) - charakterystyczny smak spowodowany najwyraźniej chmielem aromatycznym, który na początku dominuje, a goryczka wchodzi dopiero od połowy. Poza tym lekka słodowość.

       Lokal jest wystrojony pod restaurację, w czwartki mają miejsce Biesiady Piwne (muzyka grana na żywo, liczne konkursy z nagrodami m.in. kto szybciej wypije litr piwa). Można podziwiać instalację warzelniczą, która częściowo znajduje się zaraz przy stolikach. Przed wejściem obowiązkowy ogródek. Obsługa, jak przystało na restaurację, miła i pomocna. Więcej przydatnych informacji można znaleźć tutaj.