wtorek, 15 października 2013

Bieszczadzkie Niepasteryzowane

 Dzisiaj rozpoczynamy serię o pięknie brzmiącej nazwie CoCMTPBiTPNSPNMTDKwOSaJNDKP , czyli "Coś, o Czym Możecie Tylko Poczytać, Bo i Tak Pewnie Nie Spróbujecie, Ponieważ Nie Ma Tego Do Kupienia w Okolicznym Spożywczaku, a Jedynie Na Drugim Końcu Polski". Na pierwszy ogień idzie Bieszczadzkie Niepasteryzowane, na etykiecie można wyczytać, że jest to browar regionalny - i rzeczywiście jest dostępny tylko w sklepie monopolowym w Rzeszowie, na którego rzecz jest produkowany. W teorii więc, przy tak małej produkcji, powinien smakować w miarę przyzwoicie.
   
Kolor: bardzo ładny, bursztynowy, tylko lekko mniej klarowny, ale tego właśnie oczekiwałem. (5)
  
Piana: szybko się ulatnia, całkowicie znika już po 3 minutach. (1,75)

Zapach: dosyć wyraźny i obecny od początku, czuć słód jęczmienny. Nie gryzie w nos, więc należy uznać to za atut. Minus jest taki, że słabo czuć chmiel. (4)

Smak: mocno chmielone, moim zdaniem dla niektórych może być to trochę za mocno, bo na finiszu czuć dosyć ciężki gorzko-goryczkowy posmak. Krótka lekcja biologii: z uwagi na to, że termin przydatności upływa jutro, a piwko wędrowało tu trochę czasu po górskich bezdrożach, w grę wchodzi tzw. autoliza drożdży, czyli obumieranie ich komórek. Zasadniczo w każdym piwie są drożdże które kiedyś w końcu wykitują, dlatego po pewnym czasie część piw traci gwałtownie na smaku (oprócz tych bardzo mocno procentowych). Tu nie było tragicznie, gdyż przy dużej autolizie piwo byłoby widocznie bardziej mętne, w szczególności bez pasteryzacji. Z drugiej strony - widać, że autoliza zaczęła zachodzić, gdyż piana jest wyraźnie słaba. (3,25)

Nasycenie: dosyć średnie. (2,5)

Opakowanie: butelka 0,33, etykieta robiona domowym sposobem ze zwykłego, żółtego papieru, wygląda to dosyć klimatycznie. Niestety górny napis ("jasne pełne") jest słabo widoczny i trochę jakby był robiony w paincie, ale poza tym jest dobrze. (4)

Uwagi: brak.

Ogólna ocena: 3,45

       O ile w przypadku piw koncernowych taka ocena nie jest niczym niezwykłym, o tyle w przypadku minibrowarów nasze oczekiwania powinny być nieco wyższe. Zazwyczaj bowiem tacy producenci dbają o jakość wyrobów i nie lecą na jak największą ilość wytwarzanego trunku. Bieszczadzkie nie jest złe i można mieć nadzieję, że będzie lepsze, gdyż z moich informacji wynika, że jest warzone od niedawna.
       W następnym wpisie krótka recenzja z wizyty w Browarze Trójmiejskim Lubrow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz