środa, 7 sierpnia 2013

Warka nr. 1: Hefe-Weißbier (12° BLG), cz. II


       Praktycznie każdy, kto rozpoczyna przygodę z browarnictwem, zaczyna od rzeczy łatwych. Tak też zrobiłem i ja - nie chciałem rzucać się na głęboką wodę, nie mając doświadczenia, które trzeba tu nabywać stopniowo. Lepiej spieprzyć coś małego na początku, niż później powielać błędy przy większych projektach.

       Można jednak od razu kupić sprzęt do produkcji piwa od samego początku - czyli mając do dyspozycji nasiona jęczmienia (które można prażyć, słodować i śrutować samemu, a potem warzyć z nich piwo). Jednak dla laików lepiej jest, gdy pierwsze parę razy uwarzy się piwo z gotowych ekstraktów słodowych. Do dyspozycji mamy ekstrakty z już dodanym chmielem oraz bez niego - i wtedy całość trzeba jeszcze poddać procesowi chmielenia. Zasadniczo im mniej gotowy produkt kupujemy, tym większy mamy wpływ na smak piwa. Najczęściej jednak i tak do kupienia jest tzw. słód, czyli przetworzone ziarna.

      Ja do produkcji mojego pszeniczniaka użyłem ekstraktu nowozelandzkiej firmy Black Rock - Whispering Wheat. Został on już nachmielony fabrycznie, więc nie było potrzeby, żebym chmielił go jeszcze bardziej - szczególnie, że piwa tego typu zazwyczaj nie są ani goryczkowe, ani aromatyczne. Poleca się je spożywać latem, gdyż z uwagi na gęstość i niefiltrowanie są orzeźwiające, a ponieważ są mocno gazowane już w butelkach - dobrze gaszą pragnienie.

        Do każdego ekstraktu producent dodaje instrukcję przygotowania, polecając dodanie kilograma cukru, glukozy lub innego słodu. Ja zdecydowałem się na dodanie glukozy (efekt przy dodaniu zwykłego cukru krystalicznego będzie daleki od oczekiwań). Za duża ilość cukru lub glukozy co prawda sprawi, że piwo będzie miało więcej alkoholu, ale jednocześnie da mu nieco "bimbrowy" posmak - wiele koncernowyh browarów tnie po kosztach, w efekcie czego czasem ma się wrażenie, jakby do taniego piwa dolewano spirytusu. Jak już wcześniej wspomniałem, ilość cukrów w piwie przed dodaniem drożdży warunkuje ilość alkoholu w gotowym produkcie. Ilość cukrów mierzy się w skali Ballinga (BLG). Wielu z was zauważyło pewnie, że na piwach, oprócz % objętości alkoholu, podawana jest też ilość ekstraktu (ekstr. X %). Zazwyczaj ekstraktu w piwach koncernowych będzie ok 11-12 %, co spowoduje ok. 4,5 -5,5 % alkoholu. Moje piwo przed dodaniem drożdży miało 12 "ballingów" - po przeliczeniu na alkohol 5,2 %. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że nie zawsze wszystkie cukry zostaną przetworzone przez drożdże, co również wpływa na smak. Zasadniczo im więcej alkoholu w stosunku do ekstraktu, tym większego sikacza trzymamy w ręku.

       Co do zasady, pierwszy etap produkcji jest łatwy. Wystarczy podgrzać puszkę z ekstraktem, wymieszać jego zawartość z 2 litrami przegotowanej, ale nie wrzącej wody, dodać cukier/glukozę/ekstrakt i rozcieńczyć wodą do preferowanej ilości. W miarę dodawania składników trzeba całość mieszać. Gdy osiągniemy pożądaną ilość, należy wszystko mieszać przez parę minut. Następnie, bierzemy do szklanki ok 200 ml tego, co zrobiliśmy i jeśli płyn ma temperaturę 20-25 stopni, należy dodać do tej szklanki drożdże. Co prawda do ekstraktu była dodana saszetka drożdży, ale ponieważ producent nie podał jej nazwy - kupiłem oddzielnie drożdże, które nadają się do piw pszenicznych (Safbrew S-33). Przy piwach tego typu drożdże odgrywają dużą rolę, bo nie dość, że poprzez niefiltrowanie tego piwa znajdują się w produkcie i wpływają na jego smak, to jeszcze sam proces ich fermentacji powoduje, że piwo smakuje jak mieszanka bananów i goździków. Kubek, do którego przelaliśmy trochę naszej brzeczki i dodaliśmy do tego drożdże, mieszamy przez parę minut i odstawiamy na pół godziny. Możemy zaobserwować, jak drożdże pracują - wytwarza się duża ilość piany, dlatego lepiej wziąć większe naczynie. Później przelewamy mieszankę z drożdżami i voilà - teraz musimy tylko czekać. Musimy zapewnić teraz piwu stałe, optymalne warunki - tutaj będzie to 18-22 stopnie  (przy popularnych dziś piwach typu lager temperatura jest znacznie niższa). Fermentacja powinna się zakończyć w przeciągu tygodnia. Wtedy też mamy dwie opcje - albo przelać piwo na 2 tygodnie do innego pojemnika, w którym już nie będzie fermentowało, ale będzie się klarować, a smak będzie miał czas by się "ułożyć" (tzw. fermentacja cicha) albo przelewamy piwo od razu do butelek. Ponieważ piwo pszeniczne z założenia jest lekko mętne, zrezygnowałem z fermentacji cichej i od razu je zabutelkowałem. Po 2 tygodniach mogłem się cieszyć z mego dzieła :)

       Moje odczucia są jednak mieszane, nie wyszło tak jak chciałem. To znaczy bez przesady - nikt od tego nie umarł, recenzje rodziny i znajomych były pozytywne, ale... piwo odbiegało od gatunku. Piana była co prawda zbita i drobna, ale za szybko opadała - a to minus. W smaku było czuć kwaskowość - zbyt duża temperatura fermentacji. Drożdże nie były wystarczająco "rozdrobnione" w płynie. Nagazowanie było przeciętne - liczyłem na coś więcej. W smaku był tylko "banan", nie było "goździków", ledwo wyczuwalny smak samej pszenicy. Słowem - niedociągnięcia (które mam nadzieję zlikwidować przy najbliższej okazji). Następny w kolejce czeka Irish Stout - jeśli ktoś pił kiedyś Giuness-a, Murphy's-a lub piwo z gatunku "porter", ten wie, o czym mowa.

       W następnym odcinku: autorska recenzja Perły Eksport, a następnie litewskiego piwa J. O. Boiko Alus. Zamierzam dokonywać na zmianę ocen piw popularnych i takich, po które nikt z was pewnie nie sięga, a być może powinien. Gdyby ktoś chciał jakieś piwko zaproponować - jestem otwarty na propozycje.
      
 


P. S. Następne posty będą już znacznie krótsze.

   




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz