czwartek, 29 sierpnia 2013

Piwa niepasteryzowane - fakty i mity

   Dosyć często można spotkać piwa oznaczone jako "niepasteryzowane", które są na ogół reklamowane jako te zdrowsze i lepsze, mające dużo składników odżywczych, witamin, naturalny smak i inne tego typu rzeczy. Czy jednak tak jest na prawdę, czy to tylko pic na wodę sprzedawany nieświadomym konsumentom?
       Najpierw musimy powiedzieć sobie czym jest owa pasteryzacja. Jest to zabieg mający na celu wydłużenie przydatności do spożycia danego produktu i polega na podgrzaniu do takiej temperatury, która zabije drobnoustroje mogące spowodować psucie się piwa. 
        I tu trzeba oddać rację producentom - ich wyroby faktycznie nie są poddawane pasteryzacji, inaczej już dawno Urząd Ochrony Konkurencji wystosowałby stosowne oskarżenia o wprowadzanie w błąd. Jednak, jak ktoś mógł z was już zauważyć, ogólnodostępne piwa niepasteryzowane mają dosyć długą przydatność do spożycia. To mrowienie w głowie (tzw. "domyślanie się") oznacza, iż właśnie skumaliście, że coś tu nie gra. Istotnie, producenci znajdują inne sposoby na to, żeby ich produkt zachował odległą datę ważności przy jednoczesnej możliwości nazywania go "niepasteryzowanym". Głównie chodzi tutaj o mikrofiltrację, czyli, jak nietrudno się domyślić, odfiltrowywanie mikroorganizmów z produktu, przy okazji pozbawiając go niektórych innych substancji.
    Nie ma żadnych reguł na to, które piwa są lepsze - pasteryzowane czy nie. Nie ma też żadnych badań na to, czy wyżej wskazane metody utrwalania piwa wpływają na jego smak lub wartości odżywcze. Tak więc nie musimy się kierować tym, jaki przydomek nosi dany browar i mieć na uwadze, że istnieje wiele dobrych piw pasteryzowanych. Mnie na przykład Kasztelan Niepasteryzowany całkiem podchodzi, za to Królewskie nie za bardzo. Ważne, żeby pić piwo, nie etykiety.
     Jeśli jednak koniecznie chcemy spróbować piwa w żaden sposób nieutrwalonego, to musimy wciąż brać pod uwagę fakt, że ono zazwyczaj jest zdatne do picia przez około 2 tygodnie. Mojego piwa np. zostało 4 litry, niby leży i się chłodzi, ale ja osobiście boję się otwierać po miesiącu od butelkowania, bo mógłbym nie przeżyć spotkania z obcą formą życia (tym bardziej, że nawet go nie filtrowałem).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz